Na szczęście,można rzec.Czas płynie.Czasem wolniej,częściej szybciutko,ale płynie.I to jest dobre.Dziewczyna zupełnie nie mogła nadążyć za upływającym czasem.A zresztą nie miało to większego znaczenia ,bo w pewnym momencie zniknęła,a na jej miejscu pojawiła się żaba.I żyła sobie swoim życiem w mrocznym bagienku od czasu do czasu tylko wypełzając na brzeg i przyglądając się temu co się dzieje swoimi wielkimi oczami.
A działo się wiele i to nie było dobre dzianie.Smutek,nieporozumienia,choroby i dużo bólu.Tak.To było to,co żaby lubią najbardziej.Pławiła się w tym i była coraz większa.A dla dziewczyny nie było już miejsca.Wydawało się że zniknie na dobre.Żabę to cieszyło bo bardzo tej dziewczyny nie znosiła.Ale wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.Zjawiła się dobra wróżka i postanowiła dziewczynę uratować.Zesłała na nią dużo bólu i cierpienia.A ona to cierpienie zniosła i stawała się coraz bardziej widoczna i silna.Czas płynie.I to jest dobre.Przeżyte chwile nie znikają.Zostają na zawsze w tych,którzy je przetrwali.Nie znika radość tylko pozostaje na zawsze w radującym się.Nie znika smutek.Pozostaje w tym ,który się smucił.A mijający czas niesie ciekawość i nadzieję,że tym razem smutku będzie mniej niż radości,choć jak pisał Ks.Twardowski w swoich wierszach,gdyby czas nie przynosił nam smutku skąd moglibyśmy wiedzieć że istnieje szczęście.
A ja dziękuję wszystkim zaglądającym na ten ziejący pustką blog,i myślę,że już niedługo zapełni się treścią.
Życzę wszystkim spokojnego,dobrego,wyrozumiałego Nowego Roku,który będzie rozdawał to co ma zaplanowane w sposób rozsądny i możliwy do zniesienia.I cudownego,roztańczonego Sylwestra,który niekoniecznie musi zakończyć się o północy.
Do szybkiego spotkania.
Ewa
poniedziałek, 31 grudnia 2012
poniedziałek, 18 czerwca 2012
Fuksje.....
....moje ulubione kwiaty.Opiekuje się nimi starannie,a one odwdzięczają się obfitością kwitnienia.Zwłaszcza ta biało-różowa jest moją faworytką,ale cicho sza,bo te drugie gotowe się obrazić.Póki co muszę się zadowolić balkonem bo ogród wymaga starannej uprawy,poza tym jest nie ogrodzony i kradziono mi w tym roku tulipany.Nawet nie zdążyłam nacieszyć oczu,a już zniknęły.Przyznam,że się pobeczałam-z żalu i bezradnej złości,bo czego jak czego,ale złodziejstwa brzydzę się okrutnie.A poza tym ,co będzie dalej to chyba tylko siły wyższe wiedzą.
Tyle chciałabym zrobić,ale z tą moją nogą za bardzo się nie da.Zanim z wanny wyjdę ,już jestem zasapana jakbym Bóg wie jakiego wyczynu dokonała.A przecież nie mam 300 lat.Udało mi się skończyć na czas filiżaneczki z RR na kanwie mamuśki 73 i jutro udadzą się w dalszą drogę
Pozdrawiam serdecznie.
E.
Tyle chciałabym zrobić,ale z tą moją nogą za bardzo się nie da.Zanim z wanny wyjdę ,już jestem zasapana jakbym Bóg wie jakiego wyczynu dokonała.A przecież nie mam 300 lat.Udało mi się skończyć na czas filiżaneczki z RR na kanwie mamuśki 73 i jutro udadzą się w dalszą drogę
Pozdrawiam serdecznie.
E.
wtorek, 5 czerwca 2012
Oliwa z oliwek i coś więcej....
Żaba w dziewczynie nawet jeśli obie lubią oliwę z oliwek.
Czy można przestać być żabą ,albo dziewczyną nawet jeśli chodzi się o kuli albo lubi olej z oliwek.Nie jest to niestety możliwe.Obie już wiedzą,że czasem można być bardziej żabą albo bardziej dziewczyną.I co więcej wybór należy do nich.To znacznie utrudnia sprawę.Tak jak podjęcie każdej decyzji.Dziewczyna potrzebuje opieki.W procencie minimalnym.Zawsze radziła sobie sama i teraz też tak chce.Nawet ma chandrę bo jest zdana na cudzą pomoc.Ale przyjrzyjmy się temu dokładniej.Gotuje obiad,sprząta po sobie,co więcej wychodzi sama z domu.Jedyne czego potrzebuje to poczucia,że jest zaopiekowana,że może liczyć na pomoc,że nie musi być dzielna i brać się w garść,że może być malutką,przestraszoną dziewczynką,która potrzebuje przytulenia i nikt nie będzie z tego drwił.Bo poza tym może robić wszystko,nawet o kuli,jednej ,albo dwóch.Ma wyćwiczone,bo w szpitalu pokazali co i jak.A gdy będzie musiała zostać sama ,to wie czego ma nie robić,bo przecież bycie w domu wcale nie jest takie bezpieczne,wypadki chodzą po ludziach.Dziewczyna coś o tym wie,bo przecież wszystkie urazy zdarzyły się jej w domu.Ot,niezdara jedna.No a książę .Super.!!!!!Opiekuje się Rano robi zakupy.Na kartce ma zapisane.Musi 15 min.wcześniej wstać ,ale potem położy się wcześniej.Nadzwyczajnie wcześniej.Bo to przecież nie "Piąty element",który widział już 100000000000 razy ,ale nigdy za wiele ,tylko jakiś żabowaty film.Taki filmik,nic poważnego.Wstanie ,żeby jej pomóc, bo on się opiekuje ale przecież On jutro pracuje ,a to takie dziewczyńskie albo żabowate,kto je tam wie ,coś knują.Ale coś kiepsko się czuje,katar złapał czy co.Potrzebne leki.Na szczęście dziewczyna wiedziała gdzie są,zaordynowała leczenie i Książę może dalej się nią opiekować.nie ma go co prawda często w domu,ale taka praca,wyjazdy integracyjne,szkolenia.Ktoś musi trzymać poziom.Ale o zdrowie zapyta,nawet kilka razy dziennie.No przecież się tą żabo-dziewczyną opiekuje.Podobno ją Kocha.Po ludzku ,czy w Piątym elemencie?
Rok temu na blogu Joasi z Green Canoe dowiedziałam sie o aromatyzowaniu oliwy z oliwek.Ponieważ na moim zielniku(wydzieranym ugorowi corocznie) zasiedliło sie sporo ziół,które mają nadzwyczajną chęć życia i przetrwały bezśnieżne mrozy,postanowiłam zrobić to samo.Rok temu nie miałam bloga,więc oliwa była spijana bez widzów.W tym roku moje zioła są na tyle dojrzałe,że można ich użyć do aromatyzowania oliwy.Przyznam,że wprowadziłam innowację,mianowicie dodałam cząstki limonki przywiezionej z Chorwacji.Oliwa miała cytrynowo -gorzkawy posmak.Ale już się skończyła.Pora na nową.Odkąd zaczęłam używać szałwi
prosto z grządki stałam się jej zagorzałą orędowniczką.Mam na swoim herbiarzu kilka odmian i wraz z miętą dodaję do różnych potraw w ramach kulinarnych eksperymentów.Często bardzo udanych.
Polecam szałwię,jest moją faworytką.
Dziś wyszłam sama z domu,przeżycie porównywalne do zdobycia Korony Ziemi.Mimo,że leje ,szaro i smutno.
Ale od czego moje xxx.Planowo z RR a poza tym wreszcie zaczynam motylka.Zanim odfrunie.....
Na białym lnie.Bo len jest jak magnes,ale na którymś blogu już ktoś tak napisał.
Pozdrawiam serdecznie.
Ewa.
Czy można przestać być żabą ,albo dziewczyną nawet jeśli chodzi się o kuli albo lubi olej z oliwek.Nie jest to niestety możliwe.Obie już wiedzą,że czasem można być bardziej żabą albo bardziej dziewczyną.I co więcej wybór należy do nich.To znacznie utrudnia sprawę.Tak jak podjęcie każdej decyzji.Dziewczyna potrzebuje opieki.W procencie minimalnym.Zawsze radziła sobie sama i teraz też tak chce.Nawet ma chandrę bo jest zdana na cudzą pomoc.Ale przyjrzyjmy się temu dokładniej.Gotuje obiad,sprząta po sobie,co więcej wychodzi sama z domu.Jedyne czego potrzebuje to poczucia,że jest zaopiekowana,że może liczyć na pomoc,że nie musi być dzielna i brać się w garść,że może być malutką,przestraszoną dziewczynką,która potrzebuje przytulenia i nikt nie będzie z tego drwił.Bo poza tym może robić wszystko,nawet o kuli,jednej ,albo dwóch.Ma wyćwiczone,bo w szpitalu pokazali co i jak.A gdy będzie musiała zostać sama ,to wie czego ma nie robić,bo przecież bycie w domu wcale nie jest takie bezpieczne,wypadki chodzą po ludziach.Dziewczyna coś o tym wie,bo przecież wszystkie urazy zdarzyły się jej w domu.Ot,niezdara jedna.No a książę .Super.!!!!!Opiekuje się Rano robi zakupy.Na kartce ma zapisane.Musi 15 min.wcześniej wstać ,ale potem położy się wcześniej.Nadzwyczajnie wcześniej.Bo to przecież nie "Piąty element",który widział już 100000000000 razy ,ale nigdy za wiele ,tylko jakiś żabowaty film.Taki filmik,nic poważnego.Wstanie ,żeby jej pomóc, bo on się opiekuje ale przecież On jutro pracuje ,a to takie dziewczyńskie albo żabowate,kto je tam wie ,coś knują.Ale coś kiepsko się czuje,katar złapał czy co.Potrzebne leki.Na szczęście dziewczyna wiedziała gdzie są,zaordynowała leczenie i Książę może dalej się nią opiekować.nie ma go co prawda często w domu,ale taka praca,wyjazdy integracyjne,szkolenia.Ktoś musi trzymać poziom.Ale o zdrowie zapyta,nawet kilka razy dziennie.No przecież się tą żabo-dziewczyną opiekuje.Podobno ją Kocha.Po ludzku ,czy w Piątym elemencie?
Rok temu na blogu Joasi z Green Canoe dowiedziałam sie o aromatyzowaniu oliwy z oliwek.Ponieważ na moim zielniku(wydzieranym ugorowi corocznie) zasiedliło sie sporo ziół,które mają nadzwyczajną chęć życia i przetrwały bezśnieżne mrozy,postanowiłam zrobić to samo.Rok temu nie miałam bloga,więc oliwa była spijana bez widzów.W tym roku moje zioła są na tyle dojrzałe,że można ich użyć do aromatyzowania oliwy.Przyznam,że wprowadziłam innowację,mianowicie dodałam cząstki limonki przywiezionej z Chorwacji.Oliwa miała cytrynowo -gorzkawy posmak.Ale już się skończyła.Pora na nową.Odkąd zaczęłam używać szałwi
prosto z grządki stałam się jej zagorzałą orędowniczką.Mam na swoim herbiarzu kilka odmian i wraz z miętą dodaję do różnych potraw w ramach kulinarnych eksperymentów.Często bardzo udanych.
Polecam szałwię,jest moją faworytką.
Dziś wyszłam sama z domu,przeżycie porównywalne do zdobycia Korony Ziemi.Mimo,że leje ,szaro i smutno.
Ale od czego moje xxx.Planowo z RR a poza tym wreszcie zaczynam motylka.Zanim odfrunie.....
Na białym lnie.Bo len jest jak magnes,ale na którymś blogu już ktoś tak napisał.
Pozdrawiam serdecznie.
Ewa.
czwartek, 24 maja 2012
Wisniowy podstęp
Zwycięstwo.
Po kilku pruciach,mamrotaniach niecenzuralnych słów pod nosem,momentów załamań,próśb o pomocne rady itp.itd.jest.Przepiękna,subtelna,prawie pachnąca gałązka wiśni.
Haft na schemacie wydawał się prosty,a tymczasem .....Ciekawe,co będzie dalej?
Haftowałam na lnie 32 ct Permin of Copenhagen.
To była moja inicjacja hafciarska,bo na lnie haftowałam pierwszy raz.Traktuję tę gałązkę jak moją pierworodną.
Teraz będę miała trochę więcej czasu na xxx ,bo we wtorek będę miała operację kolana,a potem rehabilitacja.
Czyli będę leżeć,pachnieć i krzyżykować do woli.Ale czasy....ech:))
Pozdrawiam wiśniowo.
Ewa
Po kilku pruciach,mamrotaniach niecenzuralnych słów pod nosem,momentów załamań,próśb o pomocne rady itp.itd.jest.Przepiękna,subtelna,prawie pachnąca gałązka wiśni.
Haft na schemacie wydawał się prosty,a tymczasem .....Ciekawe,co będzie dalej?
Haftowałam na lnie 32 ct Permin of Copenhagen.
To była moja inicjacja hafciarska,bo na lnie haftowałam pierwszy raz.Traktuję tę gałązkę jak moją pierworodną.
Teraz będę miała trochę więcej czasu na xxx ,bo we wtorek będę miała operację kolana,a potem rehabilitacja.
Czyli będę leżeć,pachnieć i krzyżykować do woli.Ale czasy....ech:))
Pozdrawiam wiśniowo.
Ewa
czwartek, 17 maja 2012
Niteczki,niteczki.
Dziś mam dobry humor.
Misia jest dobrym człowiekiem(mężczyzni twierdzą,że" człowiek" zarezerwowany jest dla nich).Obiecała co obiecała,nasza tajemnica:)
Ja zatem spokojnie czekam,a na zachętę motylkową pokażę niteczki jakie powstały z mediolańskiego jedwabiu.Oczywiście ,to tylko informacyjnie,może jeszcze ktoś zechce dołączyć.
Jedwab,z którego powstały.
A tak po farbowaniu-dowolność wszelaka.
I moje ulubione.
Mam zamiar dziś zacząć motylka.Ciekawe ,co z tego wyniknie?
Pozdrawiam.
Ewa
Misia jest dobrym człowiekiem(mężczyzni twierdzą,że" człowiek" zarezerwowany jest dla nich).Obiecała co obiecała,nasza tajemnica:)
Ja zatem spokojnie czekam,a na zachętę motylkową pokażę niteczki jakie powstały z mediolańskiego jedwabiu.Oczywiście ,to tylko informacyjnie,może jeszcze ktoś zechce dołączyć.
Jedwab,z którego powstały.
A tak po farbowaniu-dowolność wszelaka.
I moje ulubione.
Mam zamiar dziś zacząć motylka.Ciekawe ,co z tego wyniknie?
Pozdrawiam.
Ewa
niedziela, 13 maja 2012
Sok z cytryny
Dziś skończyłam wyszywanie cytrynek na kanwie Agi.Jutro wysyłam dalej.A zaraz potem zabieram się za SAL wiśniowy,bo mam ogromny apetyt na wiśnie.
Pozdrawiam cytrynowo.
Ewa
Pozdrawiam cytrynowo.
Ewa
sobota, 12 maja 2012
Mimoza
Dziś byłam na targach kwiatów w Chorzowie.Lało jak z cebra,więc przyjemność średnia,ale niedostatki pogody zrekompensowała mi mimoza czyli czułek wrażliwy.Wystarczy dotknąć listki,natychmiast je stula.Co więcej jest bardzo wybredna w jakim otoczeniu stoi.Miałam już raz mimozę,3 lata temu.Pięknie sobie rosła,bez żadnego towarzystwa.Tylko Ona do podziwiania.Ale któregoś dnia postawiłam obok niej inną roślinę.Trudno to sobie wyobrazić,ale mimoza się obraziła.Stuliła listki,wyglądała tak ,jak gdyby chciała się odsunąć gdyby było to tylko możliwe.I stała taka skulona do czasu gdy zabrałam niechciane towarzystwo. No i nie myślcie sobie,że od razu się rozwinęła,nie nie.Powolutku,jak gdyby się upewniała ,że wszystko wróciło do normy.Trochę się pogubiłam,jak ją traktować,bo w niektórych fachowych książkach piszą,że to roślina jednoroczna-takie jest moje doświadczenie),w innych twierdzą,że wieloletnia.Może ktoś ma własne doświadczenia i zechce się podzielić-będzie miło.Widok ogólny(doniczka zdobiona decoupagem)
Widok szczegółowy
A tu ze zwinietymi listkami.
Moje cytruski prawie gotowe,czekają tylko na kontury.Myślę ,że w poniedziałek będą gotowe do dalszej drogi.Przerwa w wyszywaniu wymuszona zmianą okularów z dwuogniskowych na progresywne.Muszę się nauczyć przez nie patrzeć.
No i najmilsza dla mnie rzecz-mój blog otrzymał wyróżnienie od Mirki z bloga http://niteczkiiszpileczki.blogspot.com/2012/04/wiosna-ach-to-ty.html
Bardzo Ci Mireczko dziękuję:)
Mimo deszczu za oknem życzę udanego wypoczynku i radosnego haftowania.
Ewa
Widok szczegółowy
A tu ze zwinietymi listkami.
Moje cytruski prawie gotowe,czekają tylko na kontury.Myślę ,że w poniedziałek będą gotowe do dalszej drogi.Przerwa w wyszywaniu wymuszona zmianą okularów z dwuogniskowych na progresywne.Muszę się nauczyć przez nie patrzeć.
No i najmilsza dla mnie rzecz-mój blog otrzymał wyróżnienie od Mirki z bloga http://niteczkiiszpileczki.blogspot.com/2012/04/wiosna-ach-to-ty.html
Bardzo Ci Mireczko dziękuję:)
Mimo deszczu za oknem życzę udanego wypoczynku i radosnego haftowania.
Ewa
niedziela, 6 maja 2012
Placek Taty Marianka
Czasem coś nieoczekiwanie wywołuje wspomnienie dzieciństwa.Wczoraj ,w warzywniaku zobaczyłam rabarbar i zalała mnie cała masa wspomnień.Kilka dorodnych kęp tego warzywa mieliśmy w ogrodzie.Zajadałam się nim mimo,że od kwasu wykrzywiało buzię..Ale z największą niecierpliwością czekałam na sobotnie popołudnie,bo właśnie wtedy Mama piekła ogromną blachę placka drożdżowego z rabarbarem.Towarzyszył temu rytuał zaniesienia gotowego ciasta do wiejskiej piekarni,a potem powrót do domu z pachnącym,jeszcze ciepłym plackiem.Pamiętam,że zawsze podskubywałam z boku upieczoną kruszonkę(tak u mnie nazywała się posypka na placku)za co nieodmiennie wysłuchiwałam pobłażliwych połajanek.Przez wiele lat placek był pieczony,przechodził wiele metamorfoz,ale zawsze jest to placek mojego dzieciństwa.Gdy Mama zachorowała tradycję kontynuował mój Tato.I muszę przyznać,że miał do tego smykałkę.Co i rusz zaskakiwał nas jakimś nowym smakiem,który pojawiał się w placku.Wciąż był to placek drożdżowy ,ale nigdy dokładnie taki sam.Nazywałam to ciasto plackiem Taty Marianka.
Więc w sobotę,gdy ten rabarbar rzucił mi się w oczy wiedziałam co będzie dalej.....
Dobrze,że się w porę zorientowałam i zrobiłam zdjęcia,bo prawie zaraz po ostygnięciu zaczął znikać.To jego dziwna przypadłość.Znika i nic ,poza upieczeniem nowego nie można z tym zrobić.
Jeśli ktoś ma ochotę,podaję przepis.Myślę,że Tato Marianek będzie zadowolony patrząc z góry na zachwycone smakiem buzie.
40 dkg mąki-ja mieszam pół na pół krupczatkę z mąką do ciast drożdżowych
3 dkg drożdży
5 łyżek cukru
1 cukier waniliowy
7,5 dkg masła
2 jajka całe i 2 żółtka
0,5 szklanki mleka.
Z drożdży,odrobiny cukru,ciepłego mleka i mąki należy zrobić zaczyn i odstawić do wyrośnięcia.
jajka z resztą cukru i szczyptą soli utrzeć na puch(można mechanicznie).Roztopić masło.przygotować rabarbar(choć można też inne owoce lub bakalie)Sparzyć małą paczkę rodzynek,otrzeć skórkę z cytryny.Gdy zaczyn wyrośnie wymieszć z jajecznym puchem,dodać resztę mąki,oprószone mąką rodzynki,roztopione masło i dokładnie wyrobić.Gotowe wyłożyć na wysmarowaną tłuszczem blachę,posypać owocami,otartą skórką z cytryny,ja posypałam jeszcze płatkami migdałów a na to wszystko kruszonka.Robi sie ją z masła,cukru i mąki w takiej proporcji,aby można było urywać małe kawałeczki i układać na placku.Piec należy przez 45 min.w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.A potem....voila,kto pierwszy ten zje więcej.Smacznego.
I tak jakoś kulinarnie się zrobiło.
A wiosna szaleje.Najbardziej słychać ją i czuć bardzo wcześnie rano.Ptaki przekrzykują się trelami,wszystko pachnie.Szkoda,że ta wiosna tak się śpieszy.Obserwowałam jabłoń ,która kwitnie tuż za oknem.Obsypała się biało-różowym kwiatem w czwartek po południu,a w sobotę rana już była zielona.kwiaty opadły.Zaledwie dwa dni na napatrzenie się i nawąchanie.Trochę krótko.
Za to kasztany w pełni kwitnienia.Wspomnienia maturalne już Wam podaruję....
Zachwycam się majem,a krzyżyki leżą odłogiem.Ale nie mam wyrzutów sumienia,bo za tydzień świat będzie wyglądał zupełnie inaczej a ja do krzyżyków spokojnie wrócę.
Pozdrawiam majowo.
Ewa
Więc w sobotę,gdy ten rabarbar rzucił mi się w oczy wiedziałam co będzie dalej.....
Dobrze,że się w porę zorientowałam i zrobiłam zdjęcia,bo prawie zaraz po ostygnięciu zaczął znikać.To jego dziwna przypadłość.Znika i nic ,poza upieczeniem nowego nie można z tym zrobić.
Jeśli ktoś ma ochotę,podaję przepis.Myślę,że Tato Marianek będzie zadowolony patrząc z góry na zachwycone smakiem buzie.
40 dkg mąki-ja mieszam pół na pół krupczatkę z mąką do ciast drożdżowych
3 dkg drożdży
5 łyżek cukru
1 cukier waniliowy
7,5 dkg masła
2 jajka całe i 2 żółtka
0,5 szklanki mleka.
Z drożdży,odrobiny cukru,ciepłego mleka i mąki należy zrobić zaczyn i odstawić do wyrośnięcia.
jajka z resztą cukru i szczyptą soli utrzeć na puch(można mechanicznie).Roztopić masło.przygotować rabarbar(choć można też inne owoce lub bakalie)Sparzyć małą paczkę rodzynek,otrzeć skórkę z cytryny.Gdy zaczyn wyrośnie wymieszć z jajecznym puchem,dodać resztę mąki,oprószone mąką rodzynki,roztopione masło i dokładnie wyrobić.Gotowe wyłożyć na wysmarowaną tłuszczem blachę,posypać owocami,otartą skórką z cytryny,ja posypałam jeszcze płatkami migdałów a na to wszystko kruszonka.Robi sie ją z masła,cukru i mąki w takiej proporcji,aby można było urywać małe kawałeczki i układać na placku.Piec należy przez 45 min.w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.A potem....voila,kto pierwszy ten zje więcej.Smacznego.
I tak jakoś kulinarnie się zrobiło.
A wiosna szaleje.Najbardziej słychać ją i czuć bardzo wcześnie rano.Ptaki przekrzykują się trelami,wszystko pachnie.Szkoda,że ta wiosna tak się śpieszy.Obserwowałam jabłoń ,która kwitnie tuż za oknem.Obsypała się biało-różowym kwiatem w czwartek po południu,a w sobotę rana już była zielona.kwiaty opadły.Zaledwie dwa dni na napatrzenie się i nawąchanie.Trochę krótko.
Za to kasztany w pełni kwitnienia.Wspomnienia maturalne już Wam podaruję....
Zachwycam się majem,a krzyżyki leżą odłogiem.Ale nie mam wyrzutów sumienia,bo za tydzień świat będzie wyglądał zupełnie inaczej a ja do krzyżyków spokojnie wrócę.
Pozdrawiam majowo.
Ewa
wtorek, 1 maja 2012
Cudze chwalicie...
....swego nie znacie,stara prawda.
W sobotę byłam na wycieczce w Cieszynie.Cudne ,urokliwe miasteczko,tętniące życiem.Najbardziej popularnym drzewem jest tam magnolia.10 najpiękniejszych tworzy magnoliowy szlak.Różne odmiany magnolii w pełnym rozkwicie.Trudno oderwać oczy.Zdązyłam w ostatniej chwili,bo już powoli zaczynają przekwitać.
Mało kto wie,że tak blisko znajduje sie mała cieszyńska Wenecja.Mieszkańcy wchodzą do domów po kładkach.Zresztą w wiekszości domy te zostały zaanektowane przez artystów,oraz restauratorów,więc można coś zjeść oglądając przy okazji dzieła młodych twórców.I takie ciekawostki też można zobaczyć,oczywiście mając oczy szeroko otwarte.Ciekawe,czy listy nadal tu docierają,i przed czym ma chronić ta kłódka?
A takie widoczki przenoszą w dawne czasy,echhhhhhhhhhhhhh.
A na koniec dnia pyszne lody polane ciepłym sosem malinowym.Czyli coś dla ducha i dla ciała,mniam.
W moim ogródku zakwitły tulipany.Niestety bardzo się komuś spodobały.I powędrowały z nowym posiadaczem(bo słowo właściciel nijak tu nie pasuje)w siną dal.Więc te,które pozostały mogę zaprezentować w wazonie.W nim trochę pobędą i nacieszą oczy.Ciasteczka powędrowały do następnej hafciarki,a ja zabieram się za motylka i czekam na pierwszy czereśniowy obrazek.To będzie moja inicjacja haftu na lnie.Czuję delikatną ekscytację.
No i muszę powiedzieć,że strasznie się namęczyłam z tym postem.Nowy blogger wymaga rozszyfrowania.
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego wypoczynku.
W sobotę byłam na wycieczce w Cieszynie.Cudne ,urokliwe miasteczko,tętniące życiem.Najbardziej popularnym drzewem jest tam magnolia.10 najpiękniejszych tworzy magnoliowy szlak.Różne odmiany magnolii w pełnym rozkwicie.Trudno oderwać oczy.Zdązyłam w ostatniej chwili,bo już powoli zaczynają przekwitać.
Mało kto wie,że tak blisko znajduje sie mała cieszyńska Wenecja.Mieszkańcy wchodzą do domów po kładkach.Zresztą w wiekszości domy te zostały zaanektowane przez artystów,oraz restauratorów,więc można coś zjeść oglądając przy okazji dzieła młodych twórców.I takie ciekawostki też można zobaczyć,oczywiście mając oczy szeroko otwarte.Ciekawe,czy listy nadal tu docierają,i przed czym ma chronić ta kłódka?
A takie widoczki przenoszą w dawne czasy,echhhhhhhhhhhhhh.
A na koniec dnia pyszne lody polane ciepłym sosem malinowym.Czyli coś dla ducha i dla ciała,mniam.
W moim ogródku zakwitły tulipany.Niestety bardzo się komuś spodobały.I powędrowały z nowym posiadaczem(bo słowo właściciel nijak tu nie pasuje)w siną dal.Więc te,które pozostały mogę zaprezentować w wazonie.W nim trochę pobędą i nacieszą oczy.Ciasteczka powędrowały do następnej hafciarki,a ja zabieram się za motylka i czekam na pierwszy czereśniowy obrazek.To będzie moja inicjacja haftu na lnie.Czuję delikatną ekscytację.
No i muszę powiedzieć,że strasznie się namęczyłam z tym postem.Nowy blogger wymaga rozszyfrowania.
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego wypoczynku.
środa, 18 kwietnia 2012
C.d.motylków
Dziś reszta informacji motylkowych.
Zaczynamy 01.05.i w każdy piatek tygodnia informujemy na swoim blogu o postępach w xxx.
Instrukcja obsługi przewiduje 3 wersje kolorystyczne,ale myślę,że ciekawiej będzie ,gdy każda z nas puści wodze fantazji i wyszyje po swojemu,co nie znaczy,że nie można zgodnie z instrukcją.
Ja natomiast rezerwuję sobie małą przyjemność.Otóż,gdy wszystkie motylki będą gotowe, pozwolę sobie na przyznanie niewielkiej nagrody osobie,która moim zdaniem stworzyła najciekawszą wersję.Nagrodą będą 3 10-cio metrowe pasma jedwabnych nici do haftu ,które pofarbuję zgodnie z życzeniem zwyciężczyni.Każde pasmo może być inne.
Na zdjęciach jest gorsza jakościowo wersja-bo bawełniany kordonek.Kolory przypadkowe.Takimi nićmi wyszywałam jajo wielkanocne,więc można obejrzeć jak to wygląda w pracy.Nici jedwabne są delikatniejsze i mają piękny połysk.Myślę,że będzie warto.
Pozdrawiam,zachęcam niezdecydowane.
Ewa
Zaczynamy 01.05.i w każdy piatek tygodnia informujemy na swoim blogu o postępach w xxx.
Instrukcja obsługi przewiduje 3 wersje kolorystyczne,ale myślę,że ciekawiej będzie ,gdy każda z nas puści wodze fantazji i wyszyje po swojemu,co nie znaczy,że nie można zgodnie z instrukcją.
Ja natomiast rezerwuję sobie małą przyjemność.Otóż,gdy wszystkie motylki będą gotowe, pozwolę sobie na przyznanie niewielkiej nagrody osobie,która moim zdaniem stworzyła najciekawszą wersję.Nagrodą będą 3 10-cio metrowe pasma jedwabnych nici do haftu ,które pofarbuję zgodnie z życzeniem zwyciężczyni.Każde pasmo może być inne.
Na zdjęciach jest gorsza jakościowo wersja-bo bawełniany kordonek.Kolory przypadkowe.Takimi nićmi wyszywałam jajo wielkanocne,więc można obejrzeć jak to wygląda w pracy.Nici jedwabne są delikatniejsze i mają piękny połysk.Myślę,że będzie warto.
Pozdrawiam,zachęcam niezdecydowane.
Ewa
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Wiosenny motyl.
Zgodnie z deklaracjami zamieszczam propozycję mojego SAL-u.
Będzie to SAL wiosenny,ulotny jak skrzydła motyla.W trzech wersjach kolorystycznych ,a może w niezliczonych.Myślę,że w zależności od ilości chętnych ,albo stworzę oddzielny blog dla chwalenia się postępami prac,albo każda haftująca pokaże efekty radosnego krzyżykowania na swoim blogu.Wszystko do ustalenia.
Voila.
Mam nadzieję ,że się spodoba.
Pozdrawiam
Ewa
Będzie to SAL wiosenny,ulotny jak skrzydła motyla.W trzech wersjach kolorystycznych ,a może w niezliczonych.Myślę,że w zależności od ilości chętnych ,albo stworzę oddzielny blog dla chwalenia się postępami prac,albo każda haftująca pokaże efekty radosnego krzyżykowania na swoim blogu.Wszystko do ustalenia.
Voila.
Mam nadzieję ,że się spodoba.
Pozdrawiam
Ewa
sobota, 14 kwietnia 2012
Wiosna,wiosna ach to TY?
Zakwitła moja hoja.A właściwie dwie-mama i córka.Po obfitym kwitnieniu każdej z osobna nie kwitły przez rok po ustawieniu obok siebie.I kto by to pomyślał-spokrewnione bądz co bądz.Tłumaczyłam im,prosiłam.Podlewałam wskazanym nawozem i nic.Nikt mi już nie wmówi,że rośliny nie czują.One po prostu rywalizowały.Każda chciała być lepsza,bardziej wyczekana.Czy widać jakieś podobieństwo do homo sapiens?Ktoś powie przypadkowe,ale ja nie jestem tego taka pewna.Już od kilku lat ,gdy muszę je zostawić na jakiś czas pod opieką innej ręki po prostu im o tym mówię i po powrocie jest wszystko oki.A wcześniej ,co się działo?Żółte liście,nie mówię o tych pozrzucanych,pączki przed rozkwitem tuż,tuż zrzucone.Dlaczego?Poczuły się pozostawione,cierpiały,zwykle i po ludzku a może po żywemu.Jeśli ktoś ma wątpliwości to zaświadczam,że ten tekst piszę z domu a nie zakładu dla umysłowo i psychicznie chorych.
W międzyczasie przyozdobiłam dwie puszki po herbacie.Jestem zakochana w stylu vintage,myślę,że urodziłam się zbyt pózno i wykorzystując decoupage tworzę sobie przedmioty,choć trochę na styl i podobieństwo tamtej epoki.Mniej lub bardziej udane ,ale zawsze.
Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem.Są jak woda życia.A ponieważ prawie wszystkie jaja wielkanocne wyszyte trzeba zająć ręce czymś nowym.Ale to w następnym poście.
Pozdrawiam.
Ewa
W międzyczasie przyozdobiłam dwie puszki po herbacie.Jestem zakochana w stylu vintage,myślę,że urodziłam się zbyt pózno i wykorzystując decoupage tworzę sobie przedmioty,choć trochę na styl i podobieństwo tamtej epoki.Mniej lub bardziej udane ,ale zawsze.
Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem.Są jak woda życia.A ponieważ prawie wszystkie jaja wielkanocne wyszyte trzeba zająć ręce czymś nowym.Ale to w następnym poście.
Pozdrawiam.
Ewa
Subskrybuj:
Posty (Atom)